Każdej zimy sklepowe półki zalewa masa robiących zawrotną karierę kieszonkowych ogrzewaczy do rąk. Przybierają setki form i kształtów – od opatulonych szalem pingwinków, do czerwonych serduszek. Na mrozie wystarczy charakterystyczny „klik”, aby rozpocząć proces krystalizacji, w wyniku którego w zmarzniętych dłoniach rozchodzi się kojące ciepło.
Magia? Nie! Nauka! #fabrykaświętegomikołaja
Jednym z procesów wykorzystywanych w ogrzewaczach jest umieszczenie w nich przesyconego roztworu soli – tiosiarczanu sodu. Można powiedzieć, że roztwór przesycony to taka sytuacja, w której soli jest zbyt wiele na ilość wody, w której jest rozpuszczona. Taki roztwór tylko czeka na impuls, który pozwoli mu się skrystalizować! Nawet najlżejsze wygięcie znajdującej się w środku metalowej blaszki skutkuje stworzeniem zarodka krystalizacji (prawda, że to urocze?), który uruchamia kaskadę prowadzącą do pełnej krystalizacji. To, na czym zależy nam najbardziej to fakt, że w wyniku tego procesu wydziela się mnóstwo ciepła.
A najlepsze, że proces jest odwracalny! Krystalizacja powoduje wydzielenie dużej ilości ciepła do otoczenia, ale dostarczenie go z zewnątrz (np. podgrzanie wykorzystanego ogrzewacza w garnku) pozwala na ponowne uwodnienie roztworu. Dzięki temu ogrzewaczy możemy używać wielokrotnie!