Czy wiecie, że na pierwszy rzut oka bardzo trudno odróżnić zakochany mózg od tego znajdującego się pod wpływem kokainy? Nie bez przyczyny wielu badaczy porównuje stan zakochania do odurzenia lub uzależnienia!
W skład biochemicznego koktajlu zalewającego mózg zakochanych osób wchodzą różne substancje, m.in. adrenalina, noradrenalina, serotonina, oksytocyna czy wazopresyna. Ich wzajemne proporcje ulegają zmianom wraz z kolejnymi etapami związku – pełnią wszak trochę inne funkcje i mają za zadanie motywować nas do odmiennych działań! Stan uniesienia, przypominający narkotykowy haj, zawdzięczamy głównie adrenalinie, noradrenalinie i dopaminie. To właśnie one motywują nas do szukania kontaktu z obiektem westchnień przy każdej możliwej sposobności, mogą powodować zaburzenia snu czy apetytu.
Przypomnijcie sobie, jak to jest czuć motyle w brzuchu, a następnie uświadomcie, że wszystko, czego doświadczacie, zawdzięczacie wzajemnej interakcji zaledwie kilku substancji. Jednak nie da się być na neurobiologicznym haju do końca życia!
Stan zakochania jest dla organizmu wyczerpującym i burzliwym okresem. Wraz z rozwojem relacji na scenę wchodzą oksytocyna oraz wazopresyna. Dzięki nim intensywność przeżywanych emocji przygasa, a partnerzy mogą skupić się na budowaniu trwałego związku. Te dwa neuroprzekaźniki odpowiadają m.in. za tworzenie głębokiej więzi i monogamiczność (dowiedziono, że poziom wazopresyny koreluje dodatnio z…wiernością!). Wydzielanie oksytocyny z tylnego płata przysadki mózgowej może być stymulowane przez dotyk, dlatego pary, które dużo się przytulają lub okazują sobie czułość na co dzień, wyżej oceniają swój poziom zadowolenia z relacji. Dlatego też niezależnie od tego, czy jesteście na etapie szaleńczego zakochania, czy stabilnej relacji, podarujcie sobie trochę czułego dotyku!